Dziś parę słów o obiektywie prawie idealnym... Prawie, bo mającym kilka wad, które mogą przeszkadzać, ale cała lista zalet równoważy i znacznie przewyższa niedostatki tego "szkiełka".
Minolta AF 28-135 F4-4.5, bo o nim jest ten tekst, to obiektyw stary, jak na obecne czasy, bo pojawił się na rynku w 1985 r. Stary, ale doskonale radzący sobie w pojedynku ze współczesnymi plastikowymi obiektywami.
Najpierw kilka zdań o wadach. Solidna metalowa obudowa (metal i szkło), spory rozmiar i waga mogą być odbierane jako wada w porównaniu ze współczesnymi plastikowymi lekkimi obiektywami. Niewątpliwą wadą jest kiepska praca pod światło. Flary, które pojawiają się przy fotografowaniu pod słońce stanowią poważny problem. Można temu częściowo zaradzić stosując osłonę przeciwsłoneczną.
Przedni człon obiektywu rotuje przy zmianie ogniskowej (przy ostrzeniu już nie), co nieco utrudnia stosowanie filtrów, ale spokojnie da się nad tym zapanować. Duży gwint filtra (72 mm), nie przeszkadza mi, bo pracuję z filtrami systemu Cokin, a w razie potrzeby nakręcam 2 pierścienie redukcyjne i otrzymuję średnicę 62 mm i możliwość nakręcania filtrów polaryzacyjnych stosowanych z innymi szkiełkami. To zdecydowanie tańsze rozwiązanie niż kupowanie drogiego filtra o z dużym gwintem. Nie wiadomo dlaczego producent nie przewidział do tego obiektywu osłony przeciwsłonecznej, ale doskonale można temu zaradzić kupując gumowy składany zamiennik. W mojej konfiguracji wygląda to zatem tak - obiektyw nakręcam redukcję 72->67, przykręcam gumową osłonę przeciwsłoneczną (z metalowym gwintem 67 mm), a następnie redukcję 67->62. Przy matrycy APS-C nie ma problemu winietowania przy takim rozwiązaniu.
Kolejna wada to lokalizacja pierścienia ostrości. Projektanci umieścili go tuż przy bagnecie, co znacznie zwiększyło sprawność autofocusu, ale utrudniło nieco ręczne ostrzenie. Można się jednak i do tego przyzwyczaić.
To tyle o wadach, bo zalety zdecydowanie przeważają i powodują, że jest to mój ulubiony uniwersalny obiektyw do fotografii krajobrazowej. Po pierwsze odpowiada mi zakres. Wynika to może z mojego stylu fotografowania, bo 28 mm na szerokim końcu, po uwzględnieniu rozmiaru matrycy daje 42 mm, czyli "prawie standard", a 135 mm, czyli ok. 200 mm na "małej" klatce jest... bezcenne. Do jakości wykonania i uzyskiwanego obrazka nie mogę się przyczepić. Niezła plastyka, piękne kolory, ładne rozmycie tła (choć nie tak ładne jak w MAF 70-210/4) i dobra ostrość w całym zakresie, to podstawowe jego zalety. Stosunkowo najsłabiej (co nie oznacza, że źle) spisuje się na 28 mm przy f/4 na brzegach kadru. Lekkie domknięcie pooprawia ostrość. Przy f/8 na "małej klatce" jest ostry zarówno w centrum, jak i na brzegach kadru. Obiektyw ostrzy od ok 1,5 m, ale w funkcji makro (maksymalne powiększenie 1:4) od ok. 25 cm. W tryb "makro" przechodzi się zmieniając położenie przełącznika na korpusie, a ostrzy się wówczas tylko ręcznie
Duży maksymalny otwór przesłony sprzyja sprawnemu działaniu AF i z reguły nie mam problemu z "łapaniem" ostrości, również w gorszych warunkach oświetlenia.
Minolta AF 28-135 F4-4,5 to jedno z moich podstawowych szkieł "krajobrazowych" i chyba najczęściej podpięte do aparatu, gdy idę na poranne lub wieczorne zdjęcia. Stosuję je zamiennie z obiektywem SONY 16-105/3,5-5,6. Obiektyw sprawdza mi się również w fotografii portretowej. Tu przydają się zdecydowanie jego dłuższe ogniskowe i niezła plastyka obrazka. Po prostu lubię ten obiektyw...
Doskonałe praktyczne teksty tego obiektywu przeprowadził
Kurt Munger.
Warto również poczytać opinie użytkowników na stronach
Dyxum czy porównanie z innymi obiektywami na stronie
artaphot. Dla osób lubiących pogrzebać przy obiektywach przydatne będą informacje z
tej strony.